Wspomnienia / Zbigniew Wodecki

zbigniew wodeckiByła człowiekiem bardzo bezpośrednim...

Są takie sympatie, które tworzą się od razu, albo nie tworzą się nigdy. Nas "złapało" to "coś" w jednej chwili. Pierwsze spotkanie z Anią i Jarkiem, o ile dobrze pamiętam, miało miejsce na Woronicza. Budynek telewizyjny był świeżo oddany, ściany jeszcze brudziły wapnem. To był początek lat 70-tych, zaczynaliśmy razem nasze kariery. Nikt wtedy nie znał jeszcze ani Anny Jantar, ani Wodeckiego, ani wielu innych późniejszych artystów. Jarek pytał mnie wtedy o ludzi pracujących w telewizji. Jak, z kim, gdzie ...

Nie mieliśmy wielu wspólnych programów telewizyjnych, ani koncertów, ale pamiętam nasz jeden wspólny wyjazd, kiedy okazało się, że organizatorzy załatwili nam tylko jeden pokój - trójkę! Dzieliliśmy się tym pokojem, tak żeby przed koncertem, po długiej podróży Fiatem 125p chwilę odpocząć i uciąć sobie drzemkę.

Ania była człowiekiem bardzo bezpośrednim. Myślę, że ujęła ludzi właśnie tą swoją normalnością. Na dodatek była przecież bardzo ładna, zgrabna i zdolna. Z Jarkiem tworzyli naprawdę świetną parę. Rzadko się zdarza, żeby kompozytor i jego małżonka razem wylansowali taką masę przebojów. Właściwie określenie "przebój" nie oddaje w pełni wartości tych piosenek, określiłbym je jako standardy ze świetnymi szlagwortami, ale zarazem nienachalnymi i bardzo wdzięcznymi. Do tej pory piosenki Ani służą np. jako tło we współczesnych reklamach, a to świadczy przecież m.in. o ich ponadczasowości.

Pamiętam nasze pierwsze rozmowy i pomysł zaśpiewania w duecie, czy nagrania wspólnej płyty. Nie doszło to nigdy do skutku. To był czas festiwali, każdy co roku musiał obowiązkowo pojawić się w Opolu, czy Sopocie. Bo jeśli piosenkarza tam nie było, to tak jakby w ogóle wtedy nie istniał. Skupialiśmy się więc nad tym, żeby zaprezentować jakiś nowy przebój, a na duety jakoś brakowało czasu. Ania bardzo się rozwijała, ogromnie poszła do przodu. Wiele koncertowała. Nie spotkałem Jej niestety w 1980 roku w Chicago, minęliśmy się. Śpiewałem wtedy tam w Domu Kultury POLONEZ na Milwaukee. Zresztą wtedy w Stanach śpiewało wielu artystów z Polski. Zarabialiśmy dobrze, więc jak tylko udało się zdobyć paszport i wizę wyjeżdżaliśmy tam na koncerty.

Ania nie była konfliktowa, ludzie do Niej wręcz lgnęli. Wchodząc na próby do amfiteatru, od razu przysiadałem się do Niej i Jarka, ponieważ to byli ludzie tak sympatyczni, że chciało nam się po prostu ze sobą razem poprzebywać. Została nam po tej wspaniałej parze nie tylko masa przebojów, ale przede wszystkim Natalka, którą znam od dziecka. Jest ona osobą wybitną pod każdym względem: urody, muzykalności, wokalu. Cieszę się, że stała się piękną, mądrą kobietą, która tak kocha muzykę. Będzie mi ona zawsze przypominać Anię i Jarka.